fbpx

Nareszcie nadszedł ten moment! Dzień wyjazdu, do którego godziny odliczałem od początku sezonu. Wystartowałem z Łodzi, ale z warszawskiego dworca na lotnisko dojechałem autem zamówionym z MyTaxi. Dzięki specjalnemu kodowi promocyjnemu ST nie musiałem za cokolwiek płacić.

Na umówionym miejscu spotkania czekał już na nas pilot, który cierpliwie tłumaczył wszystkim niuanse nadchodzącej podróży. Chętni mogli w ostatniej chwili skorzystać ze strefy bezcłowej. Później, całą grupą, w asyście uroczych pań stewardess, zajęliśmy miejsca w robiącym świetne wrażenie samolocie linii Fly Emirates. Natychmiast zostaliśmy zasypani poduszkami, kocami, a przed snem zaserwowano nam kolację – podczas wszystkich przelotów największe wrażenie zrobił kurczak z risotto szafranowym i makaron z sosem z ostryg. Kubki smakowe w samolocie działają nieco inaczej, więc w naszym open barze co chwilę lał się sok pomidorowy, czerwone wino, ale klasycznej whisky też nie zabrakło.

Na koniec niektórzy zajęli się podziwianiem zachodu słońca nad Turcją, a inni założyli słuchawki i włączyli sobie jeden z wielu dostępnych klasyków filmowych. Podsumowując? Osoby, które lubią latać, bawiły się świetnie, a te, które latać nie lubią – bawiły się jeszcze lepiej! Okazało się, że czeka nas jeszcze jedna niespodzianka. Linie lotnicze postanowiły zapewnić nam trochę darmowego internetu, który działa na całym świecie… więc pierwszą połowę artykułu mogłem wysłać do biura już znad Iranu!

Lot z Dubaju do Bangkoku, po niezbyt męczącej przesiadce na jednym z największych lotnisk na świecie, okazał się strzałem w dziesiątkę! Mieliśmy szczęście lecieć prawie pustym samolotem, dzięki czemu po raz pierwszy w życiu widziałem (improwizowane) miejsca leżące na pokładzie! Jet lag w Tajlandii okazał się naprawdę odległym zagrożeniem. Wspólnie wypełniliśmy dokumenty wjazdowe do kraju Tajów. Bez wizy możemy zostać w kraju całe 30 dni, jednak myślę, że niektórych skusi wizja zostania w Tajlandii dłużej…

Nasz współpracownik z Bangkoku czekał na nas na lotnisku razem z busami. Pierwszy raz mieliśmy okazję zaznać tajlandzkiej szkoły jazdy. Mimo pozornego chaosu i ruchu lewostronnego wszystko okazało się działać perfekcyjnie. Kierowca już po dwóch minutach robił sobie z nami zdjęcia, co znaczy, że albo byliśmy w naprawdę kiepskim stanie po podróży, albo Tajowie są po prostu tak dobrze nastawieni do ludzi.

Po dojechaniu do hotelu, gdzie mieliśmy okazję chwilę odsapnąć w klimatyzowanych pokojach, ruszyłem po mojego utęsknionego Pad Thaia z tofu i krewetkami, na którego w przeliczeniu wydałem… mniej niż dyszkę. Oprócz niesamowitych doznań kulinarnych, zaskoczyła mnie aż tak pozytywna atmosfera w całej okolicy. Chłopaki z restauracji przysiedli się do nas i w kilka minut nauczyli nas jeść pałeczkami. Świetne przeżycie!

Kończę ten artykuł siedząc koło basenu na dachu naszego budynku. Pogoda wbrew wszelkim prognozom jest świetna, więc za godzinę ruszamy imprezować na znanej w świecie Khaosan Road, mekki azjatyckiej turystyki. Trzymajcie za mnie kciuki, bo jutro rano wyjeżdżamy do Ajutthaji, dawnej stolicy Tajlandii.

Do jutra!

__________________________________________

 

Pozostałe części relacji z wyjazdu znajdziesz TUTAJ