Ma prawie dwa metry długości, jest nieporęczna i kłopotliwa w transporcie. Daje w kość, wiele wymaga i niewiele wybacza. Jest symbolem wolności i adrenaliny. Przepustką do elity mitycznych surferów.
Słyszę głośne „Paddle, paddle, paddle!” z ust opalonego surfera. Wskakuję na deskę, przylegam do niej. Stopami, dotykam krawędzi, żeby fala mnie nie przewróciła. Instruktor kieruje deskę, wybierając idealny moment aby jak najlepiej wykorzystać nadpływającą niewielką fale. Macham rękami z całych sil, tak jakbym wiosłowała. Czuję, że „złapałam z nią kontakt”, że deska płynie coraz szybciej, wraz z goniącą do brzegu falą. Chcę, by była moja. Koncentruje się, podnoszę na rękach i płynnie wskakuję w ustawienie, która wcześniej przećwiczyliśmy na plaży. Łapię równowagę i sunę razem z falą w kierunku brzegu, czuję ogromną radość. Sztos! Deska w końcu zwalnia, zeskakuję do wody. Emocje są ogromne, satysfakcja niewiarygodna, dodatkowo wzmocniona uśmiechem zadowolenia instruktora. Perełka na torcie to kciuki reszty surferów uniesione w górę. Wszyscy złapaliśmy nowa zajawkę i kolejną falę!
Nieważne ile godzin zmagałam się z żywiołem wody żeby przeżyć te kilka minut. Nieważne, że uciekały mi fale na które wytrwale „polowałam”. Nieważne, że zostałam sponiewierana w wodnej wirówce. Warto było.
Trudno doświadczyć tego nad Bałtykiem. Unikalność surfingu polega (niestety) na ograniczonej ilości miejsc, w których można go uprawiać. Wybór pomiędzy południowo-wschodnią Azją, Australią, a Ameryką Północną. Hawaje? Wszystkie miejsca są niezwykle kuszące, ale jest to złożone przedsięwzięcie. Większa wyprawa. „Może następnym razem?” – też tak sobie powtarzałam. Ale chyba zapomnieliście o jednym – o Portugalii.
Najwyższe fale, na których surfują mistrzowie, sięgają 20 metrów. Rekordowa fala, którą pokonał człowiek na desce miała 30 metrów. A wszystko właśnie tu, w Portugalii. Tak, definitywnie jestem we właściwym miejscu.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Chwytam deskę i wracam w głąb oceanu, stąpając po piaszczystym dnie. Następna fala też będzie moja!
Aleksandra Zaręba
Trafiła do ST Team’u przez przypadek. Niechcący znalazła pracę marzeń i miłość życia.
Najnowsze komentarze