fbpx

Poprzednia noc na Khaosan Road była istnym festiwalem doznań. Before zorganizowaliśmy sobie w naszym hotelowym patio, gdzie raczyliśmy się głównie lokalnymi specjałami. Hong Thong, czyli tajska whisky, to pozycja obowiązkowa na imprezę. Nie bierze jeńców – kto raz się z nią zapozna, na pewno nigdy o niej nie zapomni.

Po zaprawie i pierwszej prawdziwej integracji do najlepszych klubów i najbardziej obleganej ulicy Bangkoku szliśmy… dobre trzydzieści metrów. Taka lokalizacja jest nieocenioną wygodą, chociaż imprezy — w połączeniu z wszechobecnymi stoiskami ze streetfoodem — bardzo utrudniają wczesne, odpowiedzialne powroty do pokojów i zwiedzanie następnego dnia. Największe kluby zamykają się około drugiej w nocy, ale impreza na ulicy trwa dalej. Poranki bywają ciężkie, ale w Tajlandii szkoda czasu na spanie!

Z samego rana ruszyliśmy do Ajutthayi, dawnego „złotego miasta” regionu. W zależności od wielkości grupy jeździ się tam pociągiem lub busami. My zdecydowaliśmy się na tę drugą opcję, co sprawiło, że 80 kilometrów, które mieliśmy do przejechania, pokonaliśmy w niecałe dwie godziny. Bangkok najbardziej zakorkowanym miastem świata? Kolejny mit obalony!

Po dojechaniu do Ajutthayi pilot zajął się transportem i biletami, więc wszyscy mogliśmy całkowicie oddać się podziwianiu cudów dookoła. No… może prawie wszyscy. Pozostała część ekipy śledziła buddyjskich mnichów, którzy przechadzali się dookoła. Jeśli się ich grzecznie poprosiło, robili sobie z nami zdjęcia.

Khmerska architektura, dookoła azjatycka przyroda i cichy szmer pobliskich rzek – tak pięknie, że można było stracić tam głowę. Pogoda nam sprzyjała – pomimo pory deszczowej było ciepło, sucho i przyjemnie. Prawdziwa egzotyka!

Pięć godzin zwiedzania później, z obiadem, przeciskaniem się pomiędzy słoniami stojącymi w korku i podziwianiem ogromnych waranów po drodze, postanowiliśmy wracać. Cała wycieczka trwała około ośmiu godzin, więc czasu zostało w sam raz, żeby wziąć jeszcze jedną kąpiel na dachu hotelu, iść na zielone curry i na końcu, dla ochotników, wyruszyć tuktukami do imprezowej dzielnicy Pat Pong. Ci, którzy nie chcieli znów wpaść w wir imprezowego Bangkoku, poszli oglądać pięknie oświetlony nocą pałac królewski.

ThaiTrip nie zwalnia, jutro od rana mamy wielki spacer po mieście, a wieczorem zmieniamy miejscówkę. Nie mogę się doczekać!