Pieniądze to zawsze drażliwy temat. Nieważne czy chodzi o wakacje marzeń, kredyt na mieszkanie czy promocję na karpie w Lidlu. Bo kto by nie chciał dostać wszystkiego za darmo? Albo chociaż tanio…
Przeglądając namiętnie oferty biur podróży w poszukiwaniu tej jedynej, wybieramy najciekawsze dla nas lokalizacje, sprawdzamy terminy, oglądamy hotele i programy zwiedzania, ale tak naprawdę pierwsze, co nas interesuje to… cena. Czy nie za drogo? Może u konkurencji będzie taniej? Co jest w tej cenie? Basen? All inclusive? Bagaż 500 kg? Prywatny kamerdyner ubrany w strój hula serwujący całodobowo drinki z palemką? Ile biur tyle różnych ofert, a ile ofert- tyle cen. Na co więc należy zwracać uwagę, kiedy decydujemy się na Podróż Naszego Życia? No to po kolei.
Skoro już o biurach mowa. Stryj wujka ciotki siostry mówił, że to biuro na A to najlepsze na rynku, bo jego córki siostry wnuczka była (10 lat temu) i zadowolona wróciła. Opalona. I takie ładne kartki wysłała rodzicom, bo to dobre dziecko było. Rodzinne porady zawsze w cenie, ale równie cenny (a raczej nieoceniony) jest Internet, w którym możemy znaleźć wszystkie informacje nt. biur podróży. Na przykład stronę Polskiej Izby Turystyki (PIT) gdzie sprawdzimy, czy wybrane przez nas biuro jest członkiem PIT-u, czy działa zgodnie z prawem oraz na terytorium, których krajów może wysyłać swoich klientów. Rzetelne biuro podróży to już połowa sukcesu!
A jak to jest z tymi cenami? Na przykład znajdujesz niesamowitą ofertę: 500 zł za tydzień w Grecji. Nic tylko brać, póki gorące! Rezerwujesz, przechodzisz do płatności, a tu niespodzianka, bo finalnie do zapłaty jest jednak 700, albo 1000 zł. OFERTĘ TRZEBA CZYTAĆ UWAŻNIE. Najczęściej cena podana na stronie to cena podstawowa, do której trzeba doliczyć parę obowiązkowych opłat takich jak Turystyczny Fundusz Gwarancyjny, ubezpieczenie, kaucję za hotel, opłaty klimatyczne. Są też opłaty dodatkowe (dla chętnych) jak np. wyżywienie, transfer z lotniska, dodatkowy bagaż. Sam musisz się zastanowić, czy potrzebujesz wykupić coś ekstra. Przy każdej ofercie powinna być informacja, co zawiera ta cenie, co można dokupić, a co jest obowiązkowe. Nie daj się zaskoczyć! I nie myśl, że ktoś próbuje cię oszukać, ceny naprawdę potrafią być niskie, ale niektórych opłat po prostu nie da się przeskoczyć. Tylko jeśli kupujesz wyjazd za 500 zł, to nie licz na 5- gwiazdkowy hotel z lądowiskiem dla helikopterów i prywatną plażą.
Ale pamiętajmy też, że udany wyjazd to w 80% ludzie, z którymi jedziesz i Twoje własne nastawienie! No dobra, powiedzmy, że udało ci się znaleźć tę super ofertę, stworzoną specjalnie dla Ciebie. Kierunek tak naprawdę nie ma większego znaczenia, bo w każdym kraju turyści to łakomy kąsek dla sprytnych lokalsów, liczących na zarobek. I to zarobek w różnej formie- od małych oszustw w cenach pamiątek, po bardzo wymyślne kradzieże. Kiedy jesteś w nowym mieście i musisz kupić bilet na transport publiczny od razu widać, że nie jesteś ‘tutejszy’. Niektóre biletomaty potrafią być prawdziwą zagadką, nie mówiąc już o mozolnych próbach dogadania się z panią w okienku kasy, która biegle posługuje się tylko językiem wietnamskim i ewentualnie łamaną chińszczyzną. Przy Twoim boku zaraz pojawi się dobra dusza, która z przyjemnością wyjawi ci tajniki komunikacji miejskiej miasta. Naturalnie za opłatą (bez twojej wiedzy). Nie mówię, że wszyscy na dworcach to zaraz złodzieje, ale warto się chwilę zastanowić, czy człowiek, który chce ci ofiarować pomoc, nie stał tam od dłuższego czasu i nie próbował wypatrzeć innego nieporadnego turysty. Nie dawaj mu swoich pieniędzy, nie daj się naciągnąć. Jeśli rzeczywiście chce pomóc – pokaże ci, jak sam możesz kupić bilet. Jeśli będzie nachalny, lepiej go spławić.
Jesteś na wakacjach i chcesz zjeść w restauracji? Lepiej weź ze sobą więcej pieniędzy, niż przewidujesz wydać na jedzenie. Coraz więcej lokali liczy sobie parę euro, funtów, czy innych kun za… serwis. Obsługę. Sztućce i talerze. I nie, nie chodzi o napiwek, jest to kwota doliczana do rachunku. Nigdzie nie ma informacji, że zostanie ci to policzone, a opłata pojawia się na paragonie i jest obowiązkowa. Możesz próbować się kłócić, ale raczej nic to nie pomoże.
Ostatnia sprawa- dość oczywista, ale skoro wciąż istnieją takie przekręty, znaczy, że ktoś się na nie łapie! Dajmy na to plac w Madrycie. Miła pani pochodzi z tulipanem, różyczką, czy innym kwiatkiem. Chce za roślinkę marne grosze, euro czy dwa, bo ona tak sobie zarabia na tę kromkę chleba z masłem. No rozczulająca scena, a przecież z ciebie jest dobry człowiek. Kiedy ty wręczasz jej drobniaki, a ona opowiada ci wzruszającą historię swojego życia, jej koleżanka (albo jej dziecko!) niepostrzeżenie podchodzi z drugiej strony i kiedy chowasz portfel, zwija go prosto z Twojej torebki czy kieszeni. Bum! Właśnie pozbyłeś się nie tylko całej gotówki (będąc w obcym kraju!), ale prawdopodobnie też kart płatniczych i dokumentów. A to już więcej niż jeden problem.
Podobnych przypadków jest wiele. W miejscach, gdzie pełno turystów, pełno też spryciarzy z darmowymi lub tanimi gadżetami, mających tak naprawdę odwrócić twoją uwagę od kradzieży. Nie<br/>mówiąc już o zmienianiu cen lub przypadkowych ‘błędach’ przy wydawaniu reszty. Podobne praktyki podejmują nie do końca legalni taksówkarze i ryksiarze. Nie daj sobie wcisnąć nic na siłę, trzymaj swoje pieniądze w jak najmniej dostępnym dla innych miejscu. Czytaj oferty, sprawdź wszystko przed wyjazdem dwa razy i nie bądź naiwny- jak to mówią, za darmo można dostać tylko w pysk na ulicy i żółtaczkę w szpitalu. Powodzenia!
Najnowsze komentarze