Kokkino Nero – określić można jako mekka Student Travel, marzenie każdego podróżnika któremu w sercu gra przebój o pewnej przerobionej zupie. Dla wielu osób to tylko jakaś grecka wieś położona nad morzem, w sumie to nawet plaży nie mają, więc te całe “morze” to taka średnia atrakcja…
Ale.. ale… O Kokkino słyszałem wiele i to tylko w samych superlatywach
Dlatego jak dostałem propozycję żeby tam pojechać – moje serce zaczęło bić szybciej. Zacząłem odliczać dni do majówki 2019. Zrobiłem wywiad co zabrać, jak tam jest tak serio, bo z urban legend to można wywnioskować, że to miasto seksu i biznesu. Relacje osób, które tam były niewiele zmieniły moje wyobrażenie o tym miejscu, raj to było słabe określenie.
A! Pora żeby się przedstawić, jestem Damian i możecie mnie kojarzyć jako etatowego fotografa ST, byłem zarówno na wyjazdach nastawionych na zwiedzanie, pobyt jak i na tych największych festiwalach.
Przed wybraniem się do Grecji wiedziałem, że podróż autokarem męczy, spytałem więc, czy jest opcja na samolot, wtedy dostałem od Grześka (koordynator majówkowego SC – kto był kojarzy, kto nie… powinien go poznać 😉 ) propozycję nie do odrzucenia. Zaproponował podróż busem z naszego rodzinnego Lublina, kilka dni przed całą grupą (ciekawostka od biura: przed każdym większym festiwalem na miejsce jedzie parę osób posprzątać miejscowość, wyprasować pościel w apartamentach, nastawić wodę w tawernach itp.). Odpowiedź mogła być jedna:
JADĘ!
I pozostała więc tylko formalność od naszego wodza – „zapisz się na wyjazd, będziesz od razu na listach uczestników, w bazie sms itp. tylko wybierz dojazd własny, żeby nie robić problemu przy tworzeniu list autokarowych”. Jako etatowy uczestnik wiedziałem ocb, wy też przecież wiecie.
Wyjazd był zaplanowany na wtorek, zaraz po… lanym poniedziałku, o 8 rano. No nic, wiadomo, że lany poniedziałek skończyłem nad ranem, ale na miejscu zbiórki byłem pierwszy! W końcu tak bardzo wyczekiwany wyjazd był już na wyciągnięcie ręki.
Ok, wszyscy są, czekamy na busa. Przyjeżdża… za kierownicą rudy gość, obok niego pies, w zasadzie suka. Myślałem, że tylko podstawi busa i spada. Ale nie, okazało się, że to część załogi. Szybka myśl :”o k%&wa”, nie tak sobie to wyobrażałem i moja idealna wizja wypadu zaczęła się rozmazywać.
Trudno, ahoj przygodo, ruszamy! Grzesiek nieco tonował mój “hura optymizm”, ale przecież jedziemy do legendarnego Kokkino – k%&wa – nero!!!
Po drodze zbieramy z Rzeszowa jeszcze dwie osoby. Proponuję w stolicy podkarpacia, że mogę pokierować, tym bardziej, że znałem w miarę trasę do Serbii.
Na Węgrzech pit stop na obiad, tankowanko i zakup winiet. Trafiliśmy do restauracji serwującej local cusine. Proponuję, że dalej mogę kierować, po jedzonku jestem naładowany energią – dawać mi tę Grecję!
Zaczynam cofać i nagle.. JEEEB… lusterko połamane.
Wysiadam załamany, przecież bez lusterka nie pojedziemy dalej.
Wracamy do Polski?!
Ok, ja nie muszę tam być, ale przecież jechała ze mną cała ekipa, które musi być na miejscu i to koniecznie przed grupą… Przyglądamy się lusterku, ok – walczymy.
McGuiver wjeżdża.
Czyli trochę taśmy, plastiki, czary mary i lusterko jak nowe.
Jedziemy dalej.
W busie kompletna cisza.
Nagle rudy typek, co podprowadził w Lublinie busika, który z resztą ma pseudonim “Rudy” zarzuca żart: że mógłbym zagrać główną rolę w Blackk Mirror. Super dowcip. Ubaw po pachy. Nikt się nie uśmiechnął. Tylko Rudy śmiał się z siebie przez pół Węgier. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że to król sucharków i żartów najwyższych lotów. Jedyne, co mi przechodziło przez myśl: ZAJEBISTY K%&WA DOJAZD WŁASNY.
Przejechałem całe popołudnie, dotarliśmy do Serbii. Pora na małe % na lepszy sen i lulu. W nocy kolejny pit stop, pobudka w Maku,
- czy chcę coś?
Zamawiam 2cheesy. Nie dostałem żadnego, tylko jednego zwykłego burgerka… bo Grzesiek wszystko zjada, a mi wkręca, że na Serbii nie ma cheesów.
Śpię dalej. Budzi mnie dopiero piękne słońce w Grecji! Dojeżdżamy powoli do Kokkino, na murku przy łuku drogi napisy „Cracovia Pany” itp. Widać, że nasi kibice tu byli!
Dojeżdżamy na miejsce…
Rozglądam się, WTF?! To miejsce nie jest w ogóle podobnego do tego ze zdjęć. No ok, może to jakaś prowincja. Pada pomysł śniadanie, o tak!
Przywitał nas wielki Grek , Adonis, który nasze zapytanie o śniadanie odpowiedział, że nie ma jeszcze kucharza i w ogóle to on nie ma czasu jednak (ciekawostka – Adonis mówi dobrze po polsku). Idziemy więc do sklepu, jednego z dwóch na całą wioskę. Na półkach tylko piwo Mythos i 7daysy. No wystarczy na start.
Wracamy do „hotelu”, do swoich pokoi, jak się okazało ta – wg. mnie prowincja – to… praktycznie centrum. Wziąłem w końcu Grześka na bok i pytam wprost:
„- O co tu chodzi, k%&wa to jest jakaś dziura. Gdzie Ty mnie zabrałeś?! Mogłem jechać przecież do Chorwacji, Albanii, Francji, k$%wa gdziekolwiek!! Przecież tu się nic nie dzieje! Do tego pogoda się popsuła, jest k%&wa 10 stopni, pada deszcz. W co Ty mnie wpakowałeś”
Grześ uśmiechnął się pod nosem i odpowiedział spokojnie: „Damian, poczekaj te 2 dni, prognozy pogody są świetne, mamy 500 osób na wyjazd, jesteśmy tutaj w porę, wszystko przygotujemy i zobaczysz, w sobotę nie poznasz tego miejsca”
W sobotę wieczorem, pierwsza impreza integracyjna pod legendarnym King Sizem, Grzesiek zapytał mnie „i co teraz sądzisz o Kokkino?” Krzyknąłem lekko podpity:
„JEST ZAJEBIŚCIE!!!!!!!”
_____
Jeżeli będzie więcej niż 100 łapek w górę i 100 subów to mogę napisać kolejne historie ‘od zaplecza’ największych wyjazdów!!!
Najnowsze komentarze